WPROWADZENIE
Żywność bazująca na składnikach roślinnych, pozbawiona mięsa jest dziś niezwykle popularna i wszystko wskazuje na to, że trend ten pozostanie z nami na długo. Przyczyną są nie tylko aspekty zdrowotne, tj. zalety spożywania dużej ilości warzyw, owoców i innych składników pochodzenia roślinnego w porównaniu do diet bogatych w białko zwierzęce. Chodzi także o aspekty środowiskowe (szczególnie kwestia emisji CO2) oraz etyczne związane z przemysłową, intensywną hodowlą zwierząt.
Z resztą trzeba dodać, że aktualna polityka Komisji Europejskiej w zakresie rozwoju sektora spożywczego oparta jest właśnie o filozofię zrównoważenia, dobrostanu zwierząt i wspierania zdrowych wyborów żywieniowych konsumentów (m.in. diet bogatych w rośliny i uboższych w mięso).
Portfolio wielu firm branży spożywczej chcąc dotrzeć do konsumentów z grupy wegetarian czy wegan, których przybywa z dnia na dzień, rozszerza się więc o produkty tzw. plant-based. Aby mogły one bezpiecznie funkcjonować na rynku należy je właściwie (czytaj: zgodnie z przepisami) oznakować.
ZNAKOWANIE PLANT-BASED FOOD
W przypadku produktów roślinnych przygotowanie zgodnej z przepisami etykiety i zachęcającej komunikacji wymaga uważnej analizy przepisów i podejścia inspekcji.
Pierwsze trudności mogą pojawić się przy określaniu nazwy środka spożywczego. Jak wiadomo (case Tofu-Town[1]) konieczne jest unikanie nazw (oraz nawiązań do nich) zarezerwowanych w przepisach dla konkretnych produktów, np. nazw mlecznych (mleko, jogurt itd.). Oznacza to, że nie możemy mówić o „wegańskim jogurcie” czy „sojowym mleku”.
Kolejną ważną kwestią jest stosowanie tzw. nazw mięsnych (np. burger czy stek) dla produktów wegańskich, które bywa oceniane jako naruszające renomę produktów mięsnych i mylące dla konsumentów. Wygląda jednak na to, że posługiwanie się nimi nie będzie „odgórnie” zakazane w związku z niedawnym odrzuceniem przez Parlament Europejski stosownej poprawki do rozporządzenia 1308/2013[2] (choć zdania w PE były mocno podzielone).
Kłopotliwe bywa niekiedy ustalenie czy sformułowania: „odpowiedni dla wegan, odpowiedni dla wegetarian” mogą być użyte w znakowaniu produktu i czy nie naruszają przepisów (w Polsce mamy krajowe rozporządzenie w tym zakresie). Takie wątpliwości pojawiają się np. w sytuacji, w której składniki pochodzące od zwierząt faktycznie nie są zawarte w produkcie ani nie były używane przy produkcji, ale istnieje ryzyko ich śladowej, niezamierzonej obecności, o czym jest mowa na etykiecie.
Jakie zagadnienia warto przeanalizować opracowując oznakowanie?
Należy wspomnieć, że dużą rolę w przygotowaniu skutecznej prezentacji takich produktów odgrywa rozpoznanie potrzeb i oczekiwań grupy docelowej. W tym celu warto sięgać po źródła naukowe.
Dla przykładu, World Resources Institute, w jednym ze swoich raportów[3] sprawdził, które określenia stosowane wobec żywności plant-based skutecznie zwiększają sprzedaż, a które nie przynoszą efektów. Głównym wnioskiem z ww. badania jest ten, że określenia „meet-free”, „vegan”, „vegetarian” czy „law-fat” nie są szczególnie efektywnym sposobem promocji żywności roślinnej. O wiele większy sukces sprzedażowy może przynieść odnoszenie się do:
Oczywiście należy przy tym pamiętać o spełnieniu wymogów prawnych, jeśli takie mają zastosowanie, np. wynikających z deklaracji pochodzenia (kwestia podania pochodzenia składnika podstawowego, w określonych sytuacjach).
ZNACZENIE DLA FIRM
Wobec ogromnej różnorodności produktów roślinnych na rynku i rosnącej konkurencji pomiędzy nimi jedynym skutecznym sposobem na sukces produktu jest, oprócz przemyślanego składu, wyróżniająca się komunikacja skierowana do potencjalnych odbiorców. Komunikacja skuteczna, czyli bezpieczna (zgodna z przepisami), dopasowana do potrzeb, atrakcyjna i rzetelnie sprawdzona.
Autorka: Joanna Olszak, Doradca ds. Prawa Żywnościowego, IGI Food Consulting
Zobacz również: Znakowanie żywności: Alergeny pochodzenia zwierzęcego w produktach wegańskich
https://igifoodlaw.com/znakowanie-zywnosci-alergeny-pochodzenia-zwierzecego-w-produktach-weganskich/